Szkoła imienia Japiszona Wielkiego – druga część poczytnej opowiastki o rozczarowanej młodzieży


Witam Was po długiej przerwie! Od wypuszczenia ostatniego posta minął ponad miesiąc, a ja zdaję sobie (niestety) sprawę, że takie interwały będą się powtarzać. Pochłania mnie praca zawodowa i studia zaoczne – w skali miesiąca zostaje dosłownie kilka dni, abym poszła na oazę, odwiedziła rodzinę czy umówiła się z koleżanką. Męczący tryb życia, wiem, ale zdrowie jeszcze pozwala. Jak wyląduję na permanentnym zwolnieniu lekarskim….Dobra, nie przeklinajmy dnia przed zachodem.

Sądząc po ilości wyświetleń, wpis o japiszonie i jego Aniele Stróżu przypadł Wam do gustu. Ciągle nie dysponuję informacjami, co działo się z Yuppie po tym, jak ulotnił się z życia swej wielbicielki. Nie będę dopisywała zmyślonych zakończeń, to nie moja rola. Ja pytam, prowokuję, zachęcam do refleksji, a Wy odpowiadacie. Ten wpis nie zawiera rozwiązania, o które sama Was prosiłam, a jedynie dodatkowe detale, umożliwiające lepsze poznanie naszego protagonisty. Otrzymaliście obraz nastolatka (potem studenta) o wygórowanych ambicjach niewiadomego pochodzenia, połączonych z nieufnością i pogardą względem bliźniego.

Teraz myślę, że trzeba pokazać go od innej strony. Yuppie nie musi cieszyć się Waszą sympatią. Chcę po prostu, abyście go zrozumieli, na chwilę weszli w jego buty.

 

Kwiaty z zatrutego ogrodu

Jak zapewne pamiętacie, Yuppie zajmował przeciętne mieszkanie w przeciętnym bloku, zlokalizowanym na terenie obrzeżnej dzielnicy Warszawy. Przez pierwszych 25 lat swojego istnienia ani razu nie zmienił adresu, rzadko bywając po drugiej stronie Wisły, a jeszcze rzadziej na terenach wiejskich. Żył tam, gdzie jego matka.

Ojciec odszedł, kiedy był malutkim dzieckiem. Zbyt małym, aby pójść do publicznego przedszkola. Niemowlęce łóżeczko przez kilka miesięcy jeszcze stało koło wersalki w dużym pokoju, potem Yuppie zamieszkał ze starszym bratem. Dzieliło ich 11 lat. Wychowaniem chłopców zajęła się babcia, naturalnie od strony macierzystej.

Yuppie nie utrzymywał kontaktu z ojcem. Był dla niego antywzorcem mężczyzny, tyranem, człowiekiem przekupnym i interesownym. Yuppie dostawał białej gorączki, ilekroć chciał pogadać z nim o dziewczynach (bo na pewno jakąś sobie znalazł), awansie zawodowym (bo pieniądze się przydają), a już szczególnie o sytuacji społeczno-politycznej (bo Unia Europejska zrobiła to i tamto, a w Polsce to jakaś dzicz panuje). Nie, Yuppie nie będzie gadał z tatą, niczego odeń nie weźmie. Sam sobie poradzi.

Potem brat Yuppie obronił licencjat i wyjechał do Francji. Yuppie dowiedział się, że ma fajną pracę, fajnych sąsiadów, fajną lodziarnię naprzeciwko i fajną dziewczynę, która jest genialną pianistką o wietnamskich korzeniach. Matka była dumna, choć w głębi też odczuwała żal, bo odzywał się raz na ruski rok. Zaczęła myśleć o przyszłości dla młodszego syna. Tego samego dnia 12-letni Yuppie zaserwował jej pyszny, domowy obiadek. Dawał radę w kuchni, ale i tak zostawiała mu pieniądze. Niech se kebaba zamówi, na sajgonki pójdzie….

Yuppie poszedł do gimnazjum. Dotarła do niego wieść o nowym domu ojca, który już nie mieszka w Warszawie, tylko w jakiejś mniejszej miejscowości, będącej podwarszawską sypialnią. Kupił pół bliźniaka, ma 120 metrów kwadratowych tylko dla siebie i swojej młodziutkiej żony. Ona przy panieńskim nazwisku została, ale trudno, ma prawo. Yuppie pomyślał, że na pewno wstydzi się swojego partnera i wiernością nie grzeszy. Zostawi go – był święcie przekonany.

Minęły 3 lata. Yuppie poszedł do liceum, gdzie poznał Anioła. Dowiedział się, że Anioł mieszka w tej samej miejscowości, co jego ojciec. Zgadnijcie, jaka była reakcja.

 

Nienawiść od pierwszego wejrzenia

Nie muszę tłumaczyć, dlaczego Yuppie nigdy nie spotkał się ze swoją przyjaciółką w jej domu.

Nie muszę tłumaczyć, dlaczego Anioł nigdy nie przekonał Yuppie, że na oczy pana X ze 120-metrowej połówki bliźniaka nie widział.  

Nie muszę tłumaczyć, czemu to Anioł zawsze przyjeżdżał do Warszawy.

Nie muszę tłumaczyć, prawda?

No, może powinnam, bo pewna trudność istniała też po stronie Anioła. Ale poprzestańmy – póki co – na tym, że Yuppie zawzięcie pilnował, aby granic Warszawy nie przekroczyć z tej niewłaściwej strony.

Wracając do kwestii węzłowych  czyli funkcjonowania naszej dwójki w środowisku szkolnym – Anioł miał pewne problemy z adaptacją. Pochodził ze specyficznej (tak, to najdelikatniejsze słowo) rodziny, która dawała bardzo mierny start do grupy rówieśniczej. A koledzy i koleżanki z klasy chcieliby się popisać, sprytem wykazać, uchlać do nieprzytomności, a potem kiepskim raperem albo innym jutuberem zostać. Najlepiej w taki sposób, aby starzy się nie dowiedzieli, bo ludzie po czterdziestce to zło wcielone. Wszyscy gadają, że dziecko powinno czytać Mickiewicza, a nie przeklinać nad flaszką.  

Czasami brak jednego, konkretnego problemu oznacza lawinę innych.

Anioł nie krył się z piciem piwa.
Ani wina.
Ani ginu z tonikiem. Jak poprosi rodziców, to dostanie. Kupią, poczęstują.
Hip-hopu też słucha. Zaraził ją tata, a potem słuchali z dalszą rodziną. Fajny jest ten Chada, Peja, Sokół i Kali. Słonia też lubi, tylko Cypisem gardzi.
Anioł był wyjątkowo szczery i otwarty. Nie udawał kogoś innego. Zachowywał się dojrzalej niż rówieśnicy.
Do tego miał genialne (jak na tamtą klasę) oceny, dosłownie przyjaźnił się z nauczycielami. To dopiero był szok!

Anioł zrobił jeszcze parę rzeczy, których nie powinien robić. W rezultacie padł ofiarą paskudnych dowcipów ze strony klasowych łobuzów. Skończyło się interwencją psychologa szkolnego i połowy ciała pedagogicznego. Panowie prześladowcy złożyli obietnicę poprawy, panie prześladowczynie zawtórowały. Na szczęście (dla wszystkich) były to obietnice z pokryciem.

Yuppie obserwował i swoje myślał. W gronie klasowych łobuzów dostrzegł Bananowego Chłopca, którego znał z podstawówki. Od wielu lat darzył go nienawiścią. Za bezczelność, za nieśmieszne kawały, za niski poziom intelektualny. I za coś jeszcze. Mimo wszystko Bananek dosiadł się do Yuppie na którejś lekcji. Był przekonany, że fajnie im się gada.

Ale po 3 miesiącach już nikt nie liczył na ich dobre relacje.

 

Do pierwszej krwi

Jakaś dziewczyna życzliwie zasugerowała Aniołowi zmianę szminki, coby Anioł uniknął zaczepek, bo odcień brudnego różu lepiej pasuje niż ten neonowy, z którego niektórzy się naśmiewają. Anioł się zastosował. I ogólnie zyskał pewną popularność; ktoś zechciał sobie z nim fotkę zrobić, ktoś inny autobusem dłuższą trasę przejechać, żeby pogadać.

W grudniu roku 20…..(dwa tysiące któregoś) Yuppie napisał do Anioła. Była godzina siedemnasta i panowała czarna noc, jak przystało na tamte zimy, bez śniegu. Yuppie pisał długo, bardzo wylewnie, bardzo szczerze. Anioł słuchał z empatią. Przyznał, że Yuppie zrobił na nim wrażenie. Mądry, oczytany, elokwentny. Bardzo kulturalny, bardzo opanowany. W Aniele coś się obudziło.

 Potem zaczęli pisać o muzyce. On oświadczył, że uwielbia rocka. A ona wysłała mu link do piosenki, którą uwielbia jej matka. Znacie?


No, to macie kolejny powód do nazywania tej panny Aniołem. Odkryłam przed Wam 3 – zostało drugie tyle.

Przez 7-8 lat regularnie wymieniali wiadomości. Na Messengerze, Skypie, Instagramie. A potem zaczęto widywać ich razem w szkole. Dobrą okazję do rozmów stwarzały lekcje języka angielskiego. Kiedy nauczycielka kazała dobrać się w pary i przedyskutować jakąś kwestię, po 2 minutach polecenie było wykonane. Normalnie każdy uczeń zacząłby wtedy paplać po polsku, niepotrzebnie zwracając uwagę. Yuppie i Anioł robili inaczej. Ona pytała, on opowiadał – co myśli na temat wiary w Boga, relacji damsko-męskich, moralności współczesnego świata. Wszystko po angielsku. Połowa grupy nie rozumiała ich zaawansowanego słownictwa, reszta miała w nosie. Czuli się bezpiecznie. 

Kiedy oni prosili o dodatkowe prace, coby sobie podwyższyć ocenę – Bananowy Chłopiec kolekcjonował pały. Wspomnianą dwójkę prowadziła inna anglistka, toteż Bananek czuł się poszkodowany. Faktem jest, że lektorka, na którą narzekał, często robiła niezapowiedziane kartkówki; z drugiej strony, chaos i armagedon, odbywające się na zajęciach z mniej zaawansowaną grupą, nie do końca były jej zasługą. Historyczny moment nastąpił, gdy Bananowy Chłopiec przyszedł na angielski z gumową marchewką, zawieszoną na wysokości pasa i przywołującą….wiadome skojarzenia. Członków mniej zaawansowanej grupy gnębiła odtąd bezlitośnie.

W marcu roku 20…..(dwa tysiące któregoś) Yuppie wiedział, iż nie zamierza spędzać kolejnego etapu edukacji w tak niedoborowym towarzystwie. Yuppie popatrzył na rankingi. Skoro lokalne liceum, do którego uczęszcza, znajduje się nisko – to szkoły renomowane z pewnością kształcą mądrzejszych i wrażliwszych ludzi. Wybrał sobie prestiżowy uniwersytet. Powiedział, że zrobi wszystko, aby się na niego dostać. Potrzebuje TYLKO szóstek z połowy przedmiotów, a potem dwóch olimpiad. Da się zrobić.

Zaczął siadać w tylnej ławce. Zapraszał tego, kto z daną dziedziną najlepiej sobie radził. Samodzielnie ogarniał tylko wiedzę o społeczeństwie, geografię i wuef. Ściągał, spisywał, kopiował. Nie jestem w stanie wskazać jednego zadania domowego, które wykonał samodzielnie.



Obrana strategia miała pewne wady. Nie wiem, na ile Yuppie zdawał sobie z nich sprawę.

Bananowy Chłopiec pod koniec drugiej klasy zaczął poważnieć. Po maturze był już fajnym, poukładanym gościem.
Dresiarz, z którym trzymał Bananowy Chłopiec, zmienił szkołę i przyłożył się do nauki. Na koniec drugiej klasy uzyskał średnią 4,00. Nikt ze znajomych nie chciał mu wierzyć. Wtedy pokazał świadectwo.
Niektórzy bardzo docenili Anioła. Bo nawet, jeśli nie jest tak piękna, jak Super Laska, to ma pewne talenty: dobrze biega, nawet, gdy inni są zmęczeni, ma fajne zdjęcia psów na Facebooku i ogólnie przyjemny charakter. Wszystkim pomaga w lekcjach.
Ci sami, którzy docenili Anioła, stracili zaufanie do Yuppie. Zapanowało przekonanie, że jest nieszczery i działa wyłącznie we własnym interesie. Bananek tłumaczył: on zawsze będzie kombinował. Jak ma coś powiedzieć wprost, to nie powie. Z tym gościem nigdy nic nie wiadomo.

Yuppie został laureatem pierwszego konkursu. Czuł się legendą tej szkoły. Zamówił kebaba z kurczakiem i dużą butelkę Tigera. Złożył Aniołowi życzenia z okazji ostatniego Dnia Kobiet – spóźnił się 3 dni, ale dziewczynie i tak było miło.

Kilkanaście godzin później dowiedział się, że jego babcia umarła. Miała 72 lata. Kupił jej najpiękniejsze kwiaty, jakie oferowała przekupka koło Cmentarza Bródnowskiego. Przez następny tydzień nie odzywał się do nikogo.

 

Samotnie na szczycie 

W połowie klasy maturalnej, krótko po Bożym Narodzeniu, Yuppie rozstał się z drugą partnerką. Mówił, że był to związek toksyczny, którego jedna ze stron (zgadnijcie, która) nie potrafiła zakończyć. Szczegółów sprawy nie będę dzisiaj tłumaczyć – gdyby Yuppie czytał tego posta, wolałby wspomnieć o drugim dyplomie, zdejmującym zeń obowiązek podchodzenia do matury.

W lipcu dostał się na prestiżowy uniwersytet. Był pierwszy na liście. Zamieścił dumny wpis na Facebooku, po czym zajął się treningiem siłowym. Pół roku później zaprezentował światu swoją nową dziewczynę. Studiowała na tym samym wydziale.

Jeszcze przez prawie 4 lata utrzymywał kontakt z Aniołem. Odbierał przyjaciółkę z wydziału, czasem w towarzystwie innego karierowicza, czasem w towarzystwie swojej lubej. Bardzo mu zależało, aby te dwie kobiety były blisko. Odniósł bardzo powierzchowny sukces: wymieniały się lajkami pod zdjęciami, czasem też uwagami odnośnie do infrastruktury podmiejskiej  bo żadna nie była obywatelką Warszawy.

Tak, darzyły się sympatią, ale sporo brakowało do głębszej relacji. Być może brakowało czasu, bo opisywany związek rozleciał się w przeciągu roku. Yuppie stwierdził, że nie nadawał z dziewczyną na tych samych falach, że w sumie niewiele ich łączyło, że coraz częściej pozostawał samotny. Odszedł. Anioł, wobec poczucia przyjacielskiej lojalności, również zaniechał kontaktów. Skoro i tak nie widział inicjatywy, miał czyste sumienie.

Z upływem lat Yuppie zamykał się w swojej bańce, wewnątrz której miał wyłącznie studentów prestiżowej uczelni oraz partnerów biznesowych. O następstwach takiego zachowania wiecie, bo czytaliście poprzedniego posta. Prawda?

Anioł nie krył żalu, tęsknił. Cudowne małżeństwo z Artystą nie załatwiło wszystkich problemów – oprócz partnera potrzebujemy przecież też przyjaciół. Yuppie gdzieś przepadł, na wiadomości nie odpowiadał, na Facebooku niczego nie publikował. Przez prawie 8 lat zapewniał dobroduszną dziewczynę, że jest jego najlepszą przyjaciółką. Tak wylewnie dziękował za obecność, wsparcie, atencję!

Spotkałam się z Aniołem zimą 2020 roku, jeszcze przed pandemią. Weszłyśmy do Green Caffè Nero na Krakowskim Przedmieściu. Opowiadał mi:

 

(Yuppie) był dobrym strategiem, ale to nieprawda, że wszystko osiągnął sam. Lubił się kreować na indywidualistę, który ciężko pracuje na swój sukces, choćby się waliło i paliło. Niezłomny, niezwyciężony.

Był niesamowicie inteligentnym i zdolnym gościem. Tylko, że jego talenty w polskim systemie edukacji prędko by się zmarnowały, jeżeli (Yuppie) nie zatroszczyłby się o napisanie klasówki z wiedzy o kulturze. Oj nie, nie, nie uczyłby się czegoś tak bezużytecznego, ale piątkę musiał mieć. Pomogłam mu. Mnóstwo ludzi mu pomogło, z którymi od dawna nie utrzymuje kontaktu. Osiągnął swój cel, więc po co?

Francuskiego też sam nie robił, na klasówkach zawsze ściągał. Już nie ode mnie, bo nie znam tego języka, ale mogłabym wskazać palcem ludzi, którzy to ogarniali. Gadał, że to trudny i nieprzydatny język, że większość milionerów mówi po angielsku. Mimo wszystko szóstkę musiał mieć.  

Pamiętam, jak (Yuppie) opowiadał mi o swoich cudownych kolegach. Część zna od lat, część spotkał na zlotach dla szczurów wyścigowych. To znaczy, przepraszam, dla młodych liderów i menadżerów. Ich zdjęcia profilowe wyglądają podobnie: chłopak lat dziewiętnaście lub dwadzieścia, garnitur, koszula, krawat. Przy biureczku, czasem przechadzający się po jakimś biurowcu, czasem po odnowionej, zadbanej kamienicy. Generalnie – otoczenie z klimatem prestiżu i elitaryzmu.

(Yuppie) często zmienia opinię na ich temat. Czasem powie, że wreszcie może z kimś pogadać na poziomie; innym razem słyszę, że to egoiści, którzy go denerwują, ale kontakt utrzymywać musi. Szczerze wątpię, aby było to towarzystwo godne polecenia. Tak mi intuicja podpowiada: mogą być fajnymi kompanami do kieliszka, na jakiś wyjazd – ale jeden nie troszczy się o drugiego.


Wysłuchałam, złożyłam wyrazy współczucia. Zamówiłam dla niej kolejną porcję gorącej czekolady z bitą śmietaną na wierzchu. Słodką i anielsko delikatną.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wiedźmy nie będą istnieć, gdy przestaniesz je palić

Co świętować w lutym?

Syndrom rozczarowanej królewny – patologiczna miłość według Walta Disneya