Szama po warszawsku: jak stołować się na mieście i nie przepłacić

 

Wiosną 2022 roku polski rząd zniósł wszelkie pandemiczne obostrzenia. Było to zdarzenie porównywalne do marcowego przebudzenia przyrody; traktowane jako dzień odrodzenia, ale też liczenia trupów. Pierwsza fala gastronomicznego holocaustu doprowadziła do zamknięcia szczególnie tych knajp, które po niewygórowanej cenie oferowały słusznej jakości i wielkości zestawy w porze obiadowej. Padały małe, lokalne pizzerie, zamknięto większość placówek Makaruna, narzekali też właściciele cukierń. Ocaleli poczęli szukać sposobu, aby finansowo wyjść na prostą, uwzględniając, że przeżyty gospodarczy kataklizm może nie być ostatnim. Podnieśli ceny.

Trudno zmienić nawyki, jeżeli przez ostatnią dekadę traktowało się restaurację jako niezbyt kosztowną alternatywę dla domowych obiadów. Przetrwały w słusznej liczbie biznesy, specjalizujące się w kebabie lub kuchni wietnamskiej, poza tym bida z nędzą. Mając jednak na względzie, że nie każdego zachwycają smaki Turcji czy Azji Południowo-Wschodniej, sporządziłam listę innych miejsc, gdzie solidny posiłek spożyć można, mieszcząc się w budżecie 20, ewentualnie 22-23 złotych.


Bar „Kefirek” (Targówek)

Położony przy ulicy Kondratowicza w pobliżu kilku innych lokali – konkurencję robią mu dwie kebabiarnie i Bistro Stokrotka, które w ostatnich latach stanęło na głowie, aby odejść od wizerunku odrażającej, postpeerlowskiej knajpy. Żeby być sprawiedliwą i dyplomatyczną zarazem, wypowiem się tak – Stokrotkę wybierze klient o guście bardziej wysublimowanym, skłonny organizować przyjęcia poza domem, „Kefirek” natomiast okaże się lepszą opcją dla tego, kto w pojedynkę zechce zjeść ciepły posiłek i zrobić spożywcze zakupy, nie wychodząc z budynku. Wystarczy podejść do sąsiedniej lady.

Co polecam? Kotlet pożarski, do tego marchewka z groszkiem. Na miejscu serwowane są zupy (pomidorowa, jarzynowa, pieczarkowa, barszcz etc.), ale nigdy nie pokusiłam się, aby zamówić. Jadłam natomiast naleśniki z dżemem i cukrem – stwierdziłam, że lepszy niż kryształ byłby puder.


Bar "Ząbkowski" (Praga Północ) 

Słynie z pokaźnego wyboru polskich dań oraz prób dopasowania się do podniebień współczesnych stołeczniaków. O ile specjały rodzimej kuchni przyrządzane są po mistrzowsku, o tyle makarony z sosami (zdjęcie poniżej) przyrządzane na modłę pseudowłoską, omijać należy szerokim łukiem. Plus za możliwość płacenia kartą, nowoczesny sposób informowania o statusie zamówienia oraz długie godziny otwarcia – działa do 19:00.

Nowym gościom sugeruję filet z piersi kurczaka (zajmuje trzy czwarte talerza) oraz zestaw surówek. Inne dodatki na własną odpowiedzialność; moim zdaniem wspomniany zestaw zupełnie wystarczy, aby się najeść. Gdybyście jednak "Ząbkowski" odwiedzili w godzinach porannych, czekać Was będą śniadaniowe klasyki: jajecznica na maśle (5 złotych), twarożek z cebulą lub szczypiorkiem (5 złotych), kajzerka (1 złoty) i ser żółty na porcje (1,70 złotych). Do tego można zamówić herbatę z cytryną (4 złote) lub cappucino (także 4 złote). 

Makaron z sosem grzybowym. Z całego serca odradzam. 


Pierogarnia "U Aniołów" (Praga Północ)

W latach 2015-2018 moja ulubiona pierogarnia. Niskie ceny, repertuar bogaty, rodzinna atmosfera, a lokalizacja przystępna także dla tych, którzy w stolicy nie mieszkają, a dojeżdżają z Kobyłki czy Wołomina. Przyszła pandemia, zmiotła większość okolicznych knajpek, ale "Anioły" zostały. 

Przed koroną za 8 sztuk pierogów płaciło się 9,60 złotych, możliwe było też wykupienie karnetu na 10 porcji do wykorzystania w trakcie roku. Ponieważ trwa epoka wielkiej inflacji, za ten sam faszerowany przydział płacimy 15 złotych. W repertuarze są także zupy, placek po węgiersku i naleśniki. Dla smakoszy z dalszych części Warszawy mam dobrą wiadomość – bliźniaczy lokal znajduje się przy Placu Szembeka.


Bar „Rusałka” (Praga Północ)

Zlokalizowana przy Floriańskiej 14, nieopodal katedry i salonu sukien ślubnych. Pomimo takiego umiejscowienia nie słyszałam, aby ktoś organizował tu imprezy – najliczniejszą grupą klientów stanowią seniorzy, pragnący przypomnieć sobie czasy Polski Ludowej. Ale i młodsi bywają. Szczególnie długiej kolejki spodziewać się między można między 13:00 a 15:00. Każdy czeka przy okienku na odbiór zamówienia, opłaconego wyłącznie gotówką.

Lokal widoczny z Alei Solidarności. Dwa przystanki tramwajowe dalej znajduje się Rynek Starego Miasta. 

Skromny, bezmięsny posiłek za 10 złotych. 

Boazeria na ścianie nikomu nie przeszkadza. Grunt, że tanio i samemu gotować nie trzeba. Zup z zasady nie zamawiam, ewentualnie w przypadku późnej pory, gdy niewiele już zostaje na stanie – wtedy proszę o pomidorówkę z ryżem. Normalnie jednak proszę o paszteciki barowe (przypis tłumacza: z jajkiem) i Cappy truskawkowy.


Bar „Sady” (Żoliborz)

Dojechać można tramwajem spod Arkadii albo autobusem 114 z Placu Wilsona – wystarczy tylko pamiętać ten niebiesko-żółty baraczek przy Krasińskiego 36, po sąsiedzku z samoobsługowym spożywczym oraz cukiernią Pomianowskiego (o której też kiedyś napiszę). Wnętrze – jak na bar mleczny – nader przyjemne granat i piasek, trochę zieleni i dobry widok z okien. Szama prima sort; w czasach studenckich jadałam tu omlet z grzybami. Prosta strawa, a radość nieziemska.

Bar „Malwa” (Bielany)

Ten jest trochę schowany. Podobnie jak „Sady” też w baraczku. Tłumaczę, jak dotrzeć: wrzucacie Conrada 15 do aplikacji jakdojade.pl, jedziecie, gdzie trzeba – widzicie Carrefour Market i nieduży bazarek. Pójdźcie trochę w głąb, dalej od ulicy. Pokieruje Was tablica, która z pewnością jest starsza ode mnie:

Skoro już dotarliście i stoicie u progu sali konsumpcyjnej, całej w drewnie, z krzesłami, wykonanymi w takim stylu, jaki lubię, lecz nazwać nie potrafię. Zamówić możecie zupę, większość jest po 8 złotych. Polecam pieczarkową. A jak marudzicie, że na polewkę za gorąco, to koniecznie pierogi – ostatnio poprosiłam o te z jagodami. Polali śmietanką, posypali cukrem, 15 złotych zainkasowali.

Pierogi z jagodami, łącznie 11 sztuk. 

Przysmak bielańskich mięsożerców - filet z piersi kurczaka (12 złotych) i bukiet surówek (5 złotych).


Galeria Wypieków Lubaszka (różne lokalizacje)

Konkretnie przy Placu Wilsona (Adama Mickiewicza 27) oraz przy Alejach Jerozolimskich 29. Obydwa lokale mają sporą powierzchnię konsumpcyjną – są stoły, są krzesła, jest klimat, aby posiedzieć z przyjaciółmi, zjeść śniadanie (pierwsze, drugie lub trzecie). Zestawy na ciepło (jajecznica lub szakszuka) serwowane są do godziny 13:00. Ale warto. 

W ladach chłodniczych spory wybór ciast, zarówno klasycznych (sernik, szarlotka, tiramisu), jak i autorskich. Poza tym pizza na porcje, bułki słodkie i wytrawne, możliwość zamówienia świeżo wyciskanego soku pomarańczowego, kawy lub herbaty. Ceny przystępne, niekiedy niższe od zagranicznych sieciówek o jakieś 30-40%. Zestawy śniadaniowe chodzą po kilkanaście złotych, porcja ciasta to 4-6 złotych, solidnej jakości kanapki i burgery 7-8 złotych. Porównajcie sobie z Greek Caffe Nero, Costa Coffee albo ze Starbucksem. Wszystko na korzyść Lubaszki… z wyjątkiem długości kolejek.


Spis naturalnie nie jest kompletny. Brakuje w nim propozycji z Ochoty, Wawra, Wesołej czy Rembertowa, bo te dzielnice odwiedzam naprawdę sporadycznie. Gdybyście mieli coś godnego polecenia – szczególnie niebędącego MacDonaldem, KFC czy Burger Kingiem – piszcie w komentarzach. Wszak nie ma miłości bardziej szczerej nad miłość do jedzenia.  

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wiedźmy nie będą istnieć, gdy przestaniesz je palić

Co świętować w lutym?

Syndrom rozczarowanej królewny – patologiczna miłość według Walta Disneya